Autor: Robert Ziębiński
Wydawnictwo: Rebis
Slashery to szczególny rodzaj horroru, w którym krew leje się strumieniami,a bohaterowie giną jeden za drugim. Gatunek ten cieszył się największą popularnością w latach 70. i 80. – powstało wtedy najwięcej kinowych i książkowych tytułów. Cechą charakterystyczną tej kategorii jest szybka akacja i ogromna dawka przemocy. W większości produkcji sama fabuła spada na drugi plan. Rozumiem, że nie każdemu może się to spodobać.
Jako "wychowanek" tej grupy książek i filmów z wielką radością przyjęłam informację, że nasi ojczyści pisarze z coraz większą częstotliwością próbują swoich sił w tymże specyficznym gatunku. Kilka dni temu na rynku wydawniczym pojawiła się książka Roberta Ziębińskiego - Dzień Wagarowicza, kolejnego autora, który akurat tym tytułem postanowił sprawdzić swoje zdolności pisarskie w kategorii: krwawy horror. Jak wyszło? Zapraszam do recenzji.

Rok 1956, w Polsce rządzi socjalizm i Rosyjska Partia. Daleko od stolicy i politycznego zgiełku znajdują się Mazury. Miejsce ciche i spokojne. Do czasu...
To właśnie tam od lat ukrywa się były lekarz Armii Krajowej, bo gęste lasy są idealnym miejscem, aby nie rzucać się zanadto w oczy władzom nowej, komunistycznej Polski.
Mazury to też nowa ziemia obiecana dla polskich osadników. Pierwsi z nich zaczynają się osiedlać. Jednak coś wywołuje w nich ciągły lęk. COŚ niezwykle silnego i okrutnego rozszarpuje w puszczy kolejne ofiary…
Wilkołaki czy „ruskie” z pobliskiej tajnej bazy? Kto jest sprawcą krwawej masakry w mazurskich lasach?
Tymczasem do małej mieściny nad jeziorem Śniardwy wybiera się wraz z paczką znajomych Inga Ochab, córka najważniejszego polityka w kraju. Dostają limuzynę z kierowcą, który podwozi ich pod same drzwi ogromnej willi, w której mają spędzić następny tydzień. Własny bar, własna pokojówka i płyty Elvisa Presleya. Młodzi nie wiedzą jednak, że zło czające się w mroku nocy nie zna litości

Slashery się albo lubi, albo nienawidzi. I jak najbardziej rozumiem, że komuś rozwlekane flaki mogą nie do końca podejść.
W tej książce mamy wszystko, co powinien zawierać ten gatunek literacki.
Przede wszystkim jest dużo krwi, jest też makabra i obrzydliwe opisy, ale bez przesadyzmu. Autor wstrzymał się z dokładnością, więc przy czytaniu nie grozi nam przekręt żołądka.
Fabularnie lektura też wypadła całkiem nieźle.
Dynamiczna i świetnie poprowadzona akcja powoduje,że lekturę się wręcz pochłania. Klimat też odgrywa swoją robotą. Gęsty las, czarna noc, mała wioska i prowadzone w tajemnicy eksperymenty. Chociaż wiadomo, że historia ta jest fikcją (co autor skrupulatnie zaznaczył na samym początku) to wbrew pozom wszystko ma pewien sens. Nie jest wzięte "z kosmosu" jak w przypadku niektórych slasherów, gdzie liczą się flaki i obrzydliwe sceny. Każdy bohater ma swoją genezę, a wydarzenia pewne podłoże historyczno-polityczne.
Sceny miłosne, jako nieodłączny element tego gatunku, również występują, ale oczywiście tutaj również wszystko jest stonowane i niewulgarne. Za to duży plus ode mnie.
Choć powieść jest dość krótka, Ziębiński znajduje czas aby starannie przedstawić wszystkie wątki i pomysły. Podczas czytania jest intrygująco, brutalnie i nieprzewidywalni czyli wszystko to, co miłośnicy krwawych horrorów lubią najbardziej.
Na minus zakończenie, które jak dla mnie trochę przerysowane i zbyt abstrakcyjne. Niedokończone. Sprawia trochę wrażenie, jakby autor i chciał nazbyt szybko pozamykać wszystkie wątki i oddać książkę do druku.
Ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Rebis
Książka brzmi ciekawie i zbiera dobre opinie, więc chętnie po nią sięgnę. 😊
OdpowiedzUsuńNie przeszkadza mi makabra, jeśli autor nie przegina w tej materii i nie zapomina o innych aspektach fabuły. Tak więc mnie również powinien wciągnąć "Dzień wagarowicza". Zapisuję sobie autora i tytuł książki na listę pozycji do sprawdzenia. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, ze mnie również moglaby wciagnac
UsuńTo raczej zdecydowanie nie dla mnie gatunek. Horrorów w całym życiu przeczytałam raptem kilka, ale na tak makabryczne historie zdecydowanie nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńGatunek nawet lubię, ale tylko w książkach. Nie w filmach. Lubię jak coś działa na moją wyobraźnię. Dlatego w filmie ma być horror klimatyczny a nie wylewające się flaki, które wolę sobie wyobrazić czytając :D.
OdpowiedzUsuńOczywiście lubię jak jest też jakaś fabuła, jakiś sens, coś co zaciekawi. Jako, że to nasz autor to muszę kiedyś sięgnąć, zobaczę sama jak się sprawdził :)
Ja raczej podziękuję
OdpowiedzUsuńNie czuje sie na siłach aby po nią sięgać
OdpowiedzUsuńTo też nie moje klimaty...ale pamiętam moje wagary...to były czasy,! ;)
OdpowiedzUsuńOpis bardzo ciekawy, Twoja recenzja też zachęciła mnie do przeczytania tej książki. Dopisuję ją do swojej listy. ;)
OdpowiedzUsuńRaczej się zdecyduję na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ten tytuł, może jak pojawi się w abonamencie z legimi to wrzucę na półkę ;)
OdpowiedzUsuń