Autor: Lucinda Riley
Wydawnictwo: Albatros
Lucinda Riley to irlandzka pisarka, autorka literatury kobiecej, spośród której największą popularnością wśród czytelniczek na całym świecie cieszy się seria "Siedem sióstr". Chociaż jak sami wiecie, ja za powieściami obyczajowymi raczej nie przepadam, to pchana pozytywnymi recenzjami obiecałam sobie przeczytanie jednej z jej historii. Fart chciał, że pośród blogerów organizowany był booktour z Sekretem Listu, jedną z jej najnowszy powieści, więc... skorzystałam. I tak książka po kilku miesiącach oczekiwania trafiła w moje ręce. Czy się wciągnęłam, czy chcę więcej powieści pani Riley? Zapraszam do recenzji.

Anglia, rok 1996, młoda, ambitna dziennikarka Joanna Haslam zawodowo udaje się na nabożeństwo pogrzebowe znanego aktora. Żadne szczególne zlecenie. Kilka fotek, może jakiś krótki wywiad.
Jednak uwagę dziennikarki odciąga pewna staruszka, uniemożliwiając jej polowanie na sensację. Rozczarowana Joanna nie ma pojęcia, że dzięki nieznajomej otwiera się przed nią szansa na odsłonięcie długo skrywanej tajemnicy, która może wstrząsnąć monarchią. Pewien list ma wagę większą niż złoto. To sekret, który może wywołać skandal stulecia.
Dziennikarka, chociaż początkowo niechętnie, zaczyna prowadzić własne śledztwo na temat tak pilnie strzeżonej korespondencji. Nie wiedząc o tym, że są ludzie, którzy nie cofną się przed niczym, żeby tylko nie dopuścić, aby rozwiązanie tej tajemniczej zagadki ujrzało światło dzienne.
Moje zdanie:
Nie będę ukrywać, że przez te wszystkie zachwyty nad powieściami Lucindy Riley zaczynając lekturę „Sekretu listu” spodziewałam się uczty literackiej. Przecież tyle osób nie może się mylić! Miałam nadzieję, że książka pochłonie mnie od pierwszej strony. Liczyłam na momenty radości i wzruszeń, które są ponoć dobrą stroną pisarki. Jednakże, rozczarowująco, otrzymałam przeciętną powieść, którą czytałam (aż) za długo, odliczając rozdziały, które pozostały do końca.

W swojej historii autorka skacze z wydarzenia na wydarzenie, z bohatera na bohatera robiąc dość duże zamieszanie. Chociaż dużo się dzieje, to jednak to wszystko jest takie... bez wyrazu, mdłe i nieciekawe. Za dużo zbyt "przypadkowych" zbiegów okoliczności. Akurat WTEDY ktoś wspomniał o jakimś pradziadku, akurat tutaj było coś ukryte. Zero realizmu.
Te wszystkie teorie spiskowe, romanse sprzed lat, teraźniejsze komplikacje miłosne, tajemnica listu, która miałaby zaszkodzić stabilizacji państwa, jakoś mnie nie przekonały.
Język autorki jest prosty i przyjemny. Dialogi momentami sztuczne, bez większego polotu. Samą powieść nazwałabym "babski czytadłem" - nie obrażając oczywiście kobiet.
Koncówka książki... jeszcze bardziej nierealistyczna. Byle by wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Podsumowują, chociaż lubię historie z nawiązaniem do przeszłości i tajemnicą w tle, to jednak niestety Sekret Listu nie jest książką, dla której chciałoby się zarwać noc, albo chociaż... poświęcić cokolwiek innego.
Ocena: 5/10
A mnie ta powieść bardzo mocno wciągnęła. Miło ją wspominam.
OdpowiedzUsuńSama również spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami na temat twórczości Lucindy Riley, acz nie miałam jeszcze bezpośredniej styczności z jej piórem. Niemniej mam nazwisko autorki na oku i chciałabym przeczytać przynajmniej jedną jej powieść. Być może jednak wpierw zdecyduję się na inny tytuł niż ten, który zrecenzowałaś. Po zapoznaniu się z Twoimi odczuciami, wolałabym nie zaczynać od "Sekretu Listu". Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTeż czasem mam tak, że przez dużo pozytywnych opinii mam wysokie oczekiwania, a potem okazuje się, że książka wcale taka świetna nie jest.
OdpowiedzUsuńSzkoda że książka nie spełniłam Twoich oczekiwań. Ja mimo wszystko, chcą dać jej szansę.
OdpowiedzUsuńMoze za duzo oczekiwałaś? Tak to jest z tymi chwalonymi autorami. Oczekujemy fajerwerków, a potem prrrr...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się rozczarowałaś. Ja moje pierwsze spotkanie z tą autorką mam dopiero przed sobą. I nie zamierzam zaczynać od tej książki.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Wiele dobrego słyszałam o tej autorce. Szkoda, że ksiązka nie była tak dobra jak oczekiwałaś.
OdpowiedzUsuń"Przecież tyle osób nie może się mylić" - aż mnie kusi, żeby przywołać prawo miliona much ;) One też nie mogą się mylić ;) Też swego czasu napaliłam się na autorkę i na serię o tych siostrach, na szczęście zamiast przytargać z biblioteki wszystkie, przyniosłam jedną (o Star). Przeczytałam i podobało mi się, ale nie tak, żeby z rozwianym włosem i obłędem w oczach gnać po następne. Wiem, że łatwo mówić, ale lepiej się na nic nie nastawiać.
OdpowiedzUsuń