Autor: Igor Brejdygant
Wydawnictwo: W.A.B

O książce:
Współczesna Warszawa. Ginie bezdomny alkoholik Remigiusz Wąsik. Prowadząca śledztwo komisarz Monika Brzozowska przeczuwa, że w sprawie chodzi o coś więcej niż porachunki kloszardów. Kolejne zbrodnie o podobnym modus operandi potwierdzają jej przypuszczenia.
Co wspólnego z morderstwami mają problemy osobowościowe i częste zaniki pamięci pani detektyw?
Na jaw wychodzą nowe fakty obciążające młodą komisarz. Brzozowska zostaje uwikłana w niebezpieczną grę. By rozwiązać zagadkę zmuszona będzie ponownie zmierzyć się ze swoimi demonami przeszłości.
Moje zdanie:
Rysa to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Igora Brejdyganta, i z przykrością muszę stwierdzić, że ostatnie. Chociaż sam opis książki i początkowy zamysł bardzo mi się spodobał, to jednak coś definitywnie nie "pykło".
Historia jak z wielu kryminałów. Policjanta z przeszłością, tajemnicze zabójstwa, i rodzinny sekret.
Ciężko jest mi wskazać jedną rzecz, która zawiniła, i spowodowała że odbiór lektury był tak ciężki i wyczerpujący. Zbyt wiele czynników utrudniało przejście przez wszystkie zapisane kartki. A przecież autor nie jest nowicjuszem!
Przede wszystkim lektura była niesamowicie chaotyczna. Nie ma w niej rozdziałów, przerywników lub akapitów. Czytelnik skacze z jednej części Warszawy do drugiej, od jednego bohatera do drugiego. Ciężko jest odróżnić opisane sytuacje.
Po drugie - styl pisania. Jedna z recenzentek opisała uczucia towarzyszące podczas lektury słowami: "Czytając książkę czułam się jakbym płynęła. Pod prąd. Wpław." Ja sobie pozwoliłabym jeszcze dodać 'z uwieszonym kamieniem na szyi'. Dialogi prowadzone w książce są sztywne i sztuczne. Nie wspomnę już o ciągle występujących powtórzeniach. A jednak wspomniałam.
Sami się przekonajcie:
"- Dobrze, że cię widzę. - Stasiak zerknął na Monikę znad stosu papierów [...]
- Widzisz mnie, bo mnie wezwałeś. [...]
- Monika! - [...] - Ty mnie nie łap za słówka!
- Dobrze. - Monka podeszłą do biurka oklejonego tworzywem przypominającym dębinę i bezceremonialnie usiadła na przeciw Stasiaka - Ale wzywałeś mnie, czy ktoś mi kawał zrobił?
- Wzywałem, ale zapomniałem. [...]"
Kurtyna.
Kolejna rzecz do której mogę się przyczepić to sama historia. Jak wspomniałam wcześniej pomysł chociaż mało oryginalny, był w porządku. Z wykonaniem poszło dużo gorzej. Autor funduje nam wiele dodatkowych, niepotrzebnych wątków. Wydarzenia główne są opisywane w większości lakonicznie, mdło i bez wyrazu. Moim zdaniem niektóre sceny powinny być pociągnięte o kilka dodatkowych kartek, by ułatwić ich zrozumienie.
I chociaż sądząc po zakończeniu jest to dopiero pierwsza część historii, ja po kolejne na pewno już nie sięgnę.
Osobiście odradzam.
Na poprawę humoru wrzucam znalezione fajną wyprzedaż książek:
Książki z rabatem - wyprzedaż bestsellerów 65% taniej!
Sprawdź!
Oferta ważna do wyczerpania zapasów!
W takim razie będę omijać szerokim łukiem ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, bywają i czytelnicze nieszczęścia :) Ale ładne to określenie - płynąć pod prąd i jeszcze z kamieniem na szyi ;)
OdpowiedzUsuńGdyby to był debiutujący autor może można by było wybaczyć mu taką ciężką rękę, ale skoro piszesz, że to nie nowicjusz to szkoda, że ta lektura jest tak bardzo zniechęcająca ;<
OdpowiedzUsuńPolscy autorzy coraz częściej zdobywają moje serce i / lub uwagę.
OdpowiedzUsuńZapamiętam ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka Cię zawiodła. Ja ostatnio nauczyłam się robić dość ostrą selekcję jeżeli chodzi o książki - a szczególnie te polskich autorów.
OdpowiedzUsuń